Jak mysz pod miotłą
Laura Bihari, Węgry
Sierpień 2010 był na Węgrzech bardzo upalny, temperatura sięgała nawet do 38 stopni Celsjusza. Ale nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo przyjęłam właśnie po dwóch ciężkich miesiącach zlecenie do opieki w Niemczech, we współpracy z Hausengel. Byłam podekscytowana, że będę pracować za granicą. W kwestii podróży nie miałam żadnego doświadczenia. Wybrałam mały bus prywatnego przewoźnika. Zwiedziona upałem na Węgrzech, nawet nie pomyślałam, żeby zabrać coś cieplejszego do ubrania. Niemcy powitały mnie temperaturą 22 stopnie Celsjusza, co mnie zaskoczyło. Trochę się trzęsłam, ale moja podopieczna okazała się miła i przyjazna. Z początku wszystko uważnie obserwowałam i próbowałam zrozumieć, co dokładnie jest ode mnie wymagane na tej szteli. Chciałam dobrze wykonywać swoją pracę. Po kilku dniach wiedziałam już, że dam radę. Moja podopieczna była bardzo inteligentną kobietą, dużo mi pomagała i była w stosunku do mnie bardzo wyrozumiała. Oczywiście nie dało się uniknąć błędów, ale wyszły one na dobre, bo wiele się nauczyłam. Myślałam, że najlepiej dla mojej podopiecznej będzie, jeśli będę zachowywała się jak myszka: cicho i niezauważenie. Nie chciałam jej przeszkadzać. Lecz nie byłam niewidoczna. Po tygodniu podopieczna zapytała mnie, dlaczego jestem taka cicha. Poprosiła, żebym zachowywała się naturalnie i swobodnie. Potrzebowała czuć i słyszeć, że ktoś jest przy niej, że nie jest w domu sama. Od tamtej rozmowy stałam się odważniejsza i w swoją pracę wkładałam całe serce. To było moje pierwsze dobre, ale nie ostatnie zlecenie.