Niespodzianka w ogrodzie
Marzena Schulz
Już jako dziecko Niemcy kojarzyły mi się pozytywnie. Z zazdrością obserwowałam ludzi, którzy otrzymywali paczki z zachodu i żałowałam, że i ja nie mam za granicą kogoś bliskiego, kto mógłby mnie czymś fajnym obdarować. Z kolei jako dorosła kobieta pracowałam wiele lat w charakterze kelnerki. W swojej pracy często miałam do czynienia z Niemcami, którzy zazwyczaj byli do mnie miło nastawieni, więc takie sytuacje nadal umacniały we mnie zamiłowanie do zachodu.
Któregoś dnia zamarzyla mi się praca recepcjonistki, ale tu wskazana była znajomość języka niemieckiego. Stwierdziłam, że najlepiej byłoby uczyć się języka niemieckiego w jego naturalnym środowisku i czas wyruszyć do Niemiec.
Któregoś dnia znalazlam w gazecie ofertę o treści „szukamy opiekunów seniora w Niemczech”. Mój zasób niemieckich słów był naprawdę skromny, jednak to mnie nie zniechęciło. Byłam bardzo zdeterminowana. Odpowiedziałam na ofertę, przeprowadzono ze mną rozmowę wstępną i po kilku dniach znaleziono dla mnie zlecenie. Z dnia na dzień się spakowałam i pełna optymizmu wyruszyłam, by rozpocząć moją historię z Hausengel.
Trafiłam do podopiecznej o imieniu Miriam, była ciepłą, spokojną osobą, chorowała na demencję, ale mimo choroby nasza współpraca układała się bez zastrzeżeń. Zlecenie było naprawdę fajne, sama nie wierzyłam w swoje szczęście, czasami czułam się jak na urlopie. Aż tu pewnego, pięknego, jesiennego dnia, pogrążona w codziennej rutynie, przygotowując obiad, stwierdziłam, że pobiegnę do ogródka zerwać kwiatki do wazonu, aby Miriam zrobić przyjemność. Biegnę po schodach, z piosenką na ustach, zadowolona, że za chwilę czeka mnie upragniona przerwa. Wbiegam do ogrodu i stanęłam jak wryta, widzę nogi, duże, sine stopy. Zamurowało mnie, dotarło do mnie, że w ogrodzie leży trup. Babcia nie mogła go zobaczyć. Nie mogłam narazić jej na taki stres. Wróciłam do domu, podałam babci obiad, udając, jak gdybym nic nowego nie odkryła i w międzyczasie zadzwoniłam do córki podopiecznej, wyjaśniając sytuację. W ciągu pół godziny przyjechała policja. „Trupem” w ogrodzie okazał się bezdomny, który postanowił się ulokować w naszym ogródku. Ot taka historia, jak na pierwsze zlecenie, całkiem wystrzałowa!
Po jakimś czasie udało mi się dostać moją wymarzoną pracę w Polsce jako recepcjonistka, a wszystko dzięki znajomości języka niemieckiego. Jednak od czasu do czasu przez kilka lat wyruszałam do Niemiec w charakterze opiekunki, aby sobie dorobić. Ta praca nauczyła mnie wiele i wiele wniosła w moje życie. I choć od kilku lat nie pracuję już w opiece, to nadal czuję się Aniołem, częścią zespołu Hausengel. Bo czy można przestać być Aniołem, gdy już raz się na tę drogę weszło?
W tym miejscu chciałabym bardzo serdecznie podziękować Hausengel za te lata współpracy, za ten bagaż doświadczeń , który przez te lata zdobyłam. Ludzie mają swoje powołanie i pięknie jest, gdy je odkryją niosąc przy tym szczęście sobie i innym.